O ile minimalizm dąży do posiadania niewiele – nie więcej niż faktycznie potrzebujesz – co by się stało, gdybyśmy poszli w skrajność, ot dla zabawy.
Co by się działo, gdybyśmy nie posiadali niczego?
Nie chodzi mi tutaj o brak ubrań, schronienia czy narzędzi, lecz raczej o porzucenie idei prywatnej własności. Jest to idea radykalna (choć wcale nie nowa), lecz warto o niej pomyśleć.
Co by było, gdybyśmy mieli rzeczy, których możemy używać, lecz ich nie posiadali na własność? Gdybyśmy używali ubrań, kiedy są nam potrzebne, lecz potem oddawalibyśmy je do miejsca, w którym są przechowywane (coś jak biblioteka ubrań). I tak samo byłoby ze wszystkimi naszymi rzeczami: komputerami, narzędziami, telewizją, talerzami itd.
A co z domem i samochodem? Współdzielenie samochodu już jest realizowane w niektórych miejscach i to samo można by zrobić z rowerami – biblioteki rowerów w całym kraju. Transport publiczny to oczywiście również idea współdzielenia.
Współdzielone domy to nic nowego, chociaż jest to dość obca idea dla większości z nas, przyzwyczajonych do prywatności własnych domów. Istnieje jednak w tym obszarze wiele możliwości, np:
Gdy porzucisz ideę prywatnej własności, pojawia się wiele możliwości – ograniczonych tylko naszą wyobraźnią.
Po co jednak rozważać tak radykalną zmianę? Oto kilka powodów:
To oczywiście nie stanie się w jeden dzień i nawet nie sądzę, że powinno. Jest to po prostu coś do rozważenia.
Wiem, że ludzie przypominają sobie nieudane eksperymenty, takie jak ZSRR, gdzie porzucenie własności prywatnej w ogóle nie działało. Zgadzam się z tą oceną, lecz problem polegał tam na tym, że wszystkim rządziło państwo. Uważam, że pozwolenie rządowi na kontrolowanie własności, to bardzo zły pomysł. To ludzie powinni ją kontrolować – moglibyśmy ustanowić ochotnicze, demokratyczne stowarzyszenia, które utrzymywałyby te „biblioteki” rowerów, samochodów, ubrań, mieszkań itd.
Tak naprawdę, to założenie takich stowarzyszeń nie wymaga zmiany rządu – moglibyśmy po prostu zebrać się (nawet poprzez internet) i je założyć, przetestować, sprawdzić czy to będzie działać. Wystarczy do tego jedynie grupa ludzi, którzy chcą przetestować ten koncept, którzy szanują się nawzajem w wystarczającym stopniu, by nie skupiać całej władzy w rękach kilku osób. Tak naprawdę należałoby zabezpieczyć się przed takiego typu skupieniem władzy, by każdy miał równy głos wobec wszystkich dotyczących go spraw – nie możemy mieć przedstawicieli, którzy podejmują za nas decyzje.
Nie są to nowe idee. Sięgają one xix wieku i w taki sposób funkcjonowały tradycyjne społeczności, dopóki królowie, księża, szlachta i kupcy nie zaczęli przejmować własności rzeczy.
Zmiana jest możliwa, jeśli otwieramy umysł i pozwalamy sobie na zgłębianie tego, co jest możliwe.